poniedziałek, 31 grudnia 2012

Postanowienia noworoczne!

Robię je co roku i nigdy żadnego nie realizuję. Nawet nie pamiętam za bardzo co tam sobie zawsze postanawiam. Rok 2012 miał być pełen zmian na lepsze i oczywiście styczeń zaczął się bardzo intensywnie. W tamtym roku przede wszystkim postanowiłam zacząć się ruszać. I tak zaraz po Nowym Roku zapisałam się na SIŁOWNIĘ i o dziwo chodziłam tam do maja. Potem były wakacje w Norwegii, lato, więc kolejne postanowienie ROWER. Na tym polu było jednak znacznie gorzej, bo w ciągu całego sezonu wsiadłam na moje dwa kółka może z 8 razy. Kolejnym założeniem była DIETA i byłoby ok, ale motywacji też niestety starczyło tylko do wakacji. Wykupiłam dietę w serwisie Vitalia i tak na początku bardzo jej przestrzegałam, potem coraz mniej i mniej... aż znowu zaczęły pojawiać się fastfoody i słodycze.


Na Nowy 2013 rok też mam kilka postanowień, może kiedy zapiszę je tutaj na blogu łatwiej mi będzie je zrealizować. Nie będzie też wymówki, że lista gdzieś się zgubiła. Oczywiście najwięcej postanowień będzie dotyczyło mojego odżywiania i sportu. Bo jeśli z fitnessem jakoś sobie radzę, ćwiczę 4-5 razy w tygodniu z płytami Ewy Chodakowskiej, kręcę Hula Hop, to z dietą jest tragicznie. Jem słodycze, pizze, smakołyki robione przez domowników, chodzę do restauracji. Same pokusy.

Tak więc postanawiam: 
(wszystko będzie po 1, bo wszystko jest ważne)

  1. Pić więcej wody. Teraz nie wygląda to ciekawie, są dni kiedy piję rano pół kubka herbaty, w ciągu dnia kawę i wieczorem szklankę herbaty. Daje to może 0,5l płynów na dzień. Może nie dam rady od razu wypijać po 2l wody, ale postaram się wkomponować do codziennego planu chociaż z 3-4 szklanki. Wiem, że picie wody to podstawa, tylko dlaczego tak trudno to zrealizować? Spróbuję ją urozmaicić cytryna i miętą, przynajmniej nabierze jakiegoś ciekawego posmaku.



  1. Zamienić słodzik na stewię i ksylitol. Częściowo już to zrobiłam, bo od jakiś 2 tygodniu testuje stewię i od tamtej pory nie posłodziłam nic słodzikiem. Na ksylitol też przyjdzie czas, ale chciałabym, by zdrowy cukier zagościł także w moich wypiekach. Postaram się powoli zmieniać swoje nawyki, będę słodzić kisiel, budyń itp. tylko Stewią.
  1. Czytać więcej książek. W czasie studiów bardzo dużo czytałam, głownie była to literatura światowa, którą po prostu musiałam znać na egzamin. Czytałam też dużo książek przygodowych, fantasy, poradników dietetycznych, kulinarnych. Po magisterce dostałam wstrętu do książek, a teraz brakuje mi czytania. Mam na półce książki, które dostałam w ciągu ostatnich 2 lat i jeszcze ich nie przeczytałam, Czas to zmienić i na nowo odkryć w sobie pasję czytania oraz poszerzyć słownictwo.
  1. Dalej dużo się ruszać. Choć realizuję to już z płytami Ewy od 5 listopada to musi pozycja FITNESS znaleźć się na mojej liście. Dlatego że w tamtym roku starczyło mi motywacji do ruchu tylko do maja, w tym roku postanawiam ruszać się ciągle, czyli od stycznia do grudnia i ani miesiąca wolnego!
  1. Poprawić odżywianie. W tej chwili jem za dużo słodyczy, za dużo chleba, za dużo fastfoodów (pizze, hot dogi z Orlenu, MCDonald's, KFC, Pizza Hut, Bułki z pieczarkami). Od stycznia postaram się jeść więcej warzyw, wybierać zdrowiej i przede wszystkim jeść mniejsze porcje i zamienić wieprzowinę na kurczaka. Zrezygnuje całkowicie ze słodzonych jogurtów na rzecz jogurtów naturalnych, dodam zdrowe przekąski - orzechy, pestki, suszone owoce. 

Więcej punktów nie będę wymieniać, te są najważniejsze i jak na jeden rok to i tak jest ich dużo. Oczywiście największą trudność sprawi mi dieta. I nie dlatego, że nie wiem co powinnam jeść, bo wiem doskonale. Mam na swoim koncie półroczne odchudzanie z Vitalią i podrukowane całe jadłospisy, przygotowane przez dietetyków. Trudno mi będzie zachować silna wolę, ciągle ulegam jakimś łakociom, ktoś mnie namawia do spróbowania a ja od razu z chęcią otwieram buzię. Gotuję często dla całej rodziny i oni nie zawsze chcą jeść zdrowo, ale na szczęście mama też chce się odchudzać ze mną, więc może jakoś razem damy radę.

Trzymajcie kciuki, aby ten rok na prawdę można było zaliczyć do udanych!




sobota, 29 grudnia 2012

Biegiem na wyprzedaże!

Także i mnie dopadł szał poświątecznych zakupów, sklepy pełne zabieganych kobiet, ciuchy powrzucane w ogromne kosze i wielki bałagan! Ale co tam, nie poddałam się i z optymizmem wparowałam do galerii handlowej w celu upolowania WIELKIEJ OKAZJI.

Przeleciałam w pośpiechu kilka sklepów,  lekko zła i zgrzana jak zwykle nie widziałam nic, co by nadawało się choćby do przymierzenia. No ale wyszarpałam w H&M jakąś tam zieloną bluzę i spodnie dresowe i niczym najszybszy łowczy popędziłam do przymierzalni. Tam nasunęły mi się trzy podstawowe wnioski:

  1. NADAL WYGLĄDAM GRUBO! Już prawie 2 miesiące ćwiczę z płytami Ewy Chodakowskiej a ciuszki dalej nie leżą na mnie tak jakbym tego chciała. Tu odstaje brzuszek, tam udo złącza się z drugim wrrr... KOSZMAR. Wyszłam z przymierzalni niepocieszona, odłożyłam nietrafione "okazje" i zniechęcona ruszyłam dalej.
  2. Nigdy na wyprzedażach nie kupię tego, po co idę! Chciałam kupić sobie coś fajnego z ubrań fitnessowych, jakieś topy, dresik, bluzę, a nabyłam bieliznę, piżamę, marynarkę, bluzkę, czapkę i getry. I chyba tak to już jest, że na przecenach bierze się to, co akurat wpadnie w ręce i pasuje.
  3. Kobiety robią wokół siebie straszny syf! I nie zwracają uwagi na to czy ktoś stoi obok i się go depta, czy ciuch ląduje w koszu ubraniowym, czy jednak obok na podłodze, nie zauważają, że przymierzalnia jest zajęta i próbują się wepchać na ciebie. Na szczęście nikt nie wyrywał sobie ciuchów i nie wydrapywał oczu. Dosłownie jak w zoo.
Oczywiście wiedziałam że tak będzie, bo nie pierwszy raz lecę do galerii po Świętach, ale zawsze łapię się na hasła: 2 w cenie jednego, drugi za połowę ceny, wyprzedaż, sale, 50% mniej. Cóż jestem tylko kobietą...

Również nie byłabym sobą gdybym czegoś nie kupiła. Przecież My nigdy nie mamy za dużo ubrań i dodatków. A więc proszę oto moje zdobycze.

Mohito, 129zł

Orsay, czapka 18zł, getry 7,40zł !
Reserved, góra 19,99zł, dół 9,99zł
Reserved, piżama 39,99zł
Mohito, 39,99zł


Kupiłam rzeczy, których nie miałam zamiaru kupić, ale bardzo mi się spodobały i ceny również. Szczególnie zszokowały mnie getry z Orsay, myślałam że kosztują 20zł, pani przy kasie powiedziała, że już kosztują 10zł i jeszcze od rzeczy przecenionych dostałam 25% zniżki, czyli wyszły mi po 7,40. Nie zastanawiając się długo poleciałam po drugą parę dla siostry.
Wiem po dzisiejszym dniu jedno, warto chodzić na wyprzedaże, nie warto nastawiać się na konkretną rzecz, bo i tak kupi się coś innego. Trzeba mieć dużo cierpliwości, sporo gotówki i pamiętać, że przecenione też kosztuje!

Jem na zielono!

Wszyscy wiemy jak zdrowe i wartościowe jest AWOKADO, nie wszyscy jednak wiemy jak ciekawie i smacznie je podać. Ja zazwyczaj kroiłam je na plasterki, układałam na kanapki i posypywałam solą (tak tą szkodliwą solą bez której nie mogę się obejść). I tak po kupnie dwóch sztuk tego owocu zastanawiałam się co by tu z nich przyrządzić. Chodziło mi po głowie jakieś smarowidło na chlebek, może masło, może pasta. Zlustrowałam zawartość lodówki i padło na pastę z awokado i serem Feta z nutką czosnkową.


Składniki mojej pasty:
  • 2 sztuki w miarę dojrzałego Awokado
  • kostka sera Feta (chudego)
  • niewielki ząbek czosnku
  • łosoś wędzony (propozycja podania)
Awokado i ser kroimy w kostkę, wyciskamy na to ząbek czosnku. Całość miksujemy blenderem na gładką masę. Wychodzi z tego sporo pysznej pasty, w sam raz na kanapeczki albo jako przekąska z wędzonym łososiem. Danie prezentowało się całkiem smakowicie, a domownicy chwalili. 


AWOKADO jest bardzo tłustym owocem, jego miąższ smakuje mi lekko orzechowo a zapach kojarzy się z niektórymi kosmetykami, w których składzie często występuje awokado. Zawartość nienasyconych kwasów tłuszczowych sprawia, że owoc ten bardzo dobrze wpływa na serce, układ odpornościowy oraz obniża poziom złego cholesterolu. 

Polecam wypróbować przepis na moją pastę, może ona w zupełności zastąpić "kupne" serki topione i wszelkiego rodzaju niezdrowe smarowidła. Następnym razem spróbuje ją wykorzystać jako dip do pokrojonych w słupki warzyw. Dodatkowym jej atutem jest szybkość przygotowania, zajęło mi to dosłownie 5-10 minut. 

SMACZNEGO!

piątek, 28 grudnia 2012

Styczniowy Shape



W końcu po całym dniu w pracy dorwałam w swoje łapki najnowszy numer Shape, przejrzałam pobieżnie i już znalazłam kilka rzeczy, które na pewno zainteresują fanki Ewy Chodakowskiej, czyli także i mnie. 


Z okładki bije zdjęcie Aleksandry Szwed, a w środku możemy przeczytać obszerny wywiad z gwiazdą miesiąca. Jednak co najważniejsze już na następnej stronie możemy oglądać Ewę Chodakowską, która pokazuje kilka ćwiczeń z udziałem Oli. Tytuł brzmi Ale Szok! i jak się domyślacie pokazane ćwiczenia w większość znane są z Szok treningów emitowanych w Pytaniu na Śniadanie. Specjalnie dla Was zrobiłam fotki, żebyście nie zrywały się od razu do kiosku.








Kolejną ciekawą informacją jest zapowiedź lutowego numeru Shape, gdzie będziemy mogli kupić gazetę z brakującą płytą Ewy Chodakowskiej. To rewelacyjna informacja dla tych dziewczyn, które nie mają poprzednich płyt a bardzo chciałyby ćwiczyć Skalpel, Killer, Turbo i Trening z Gwiazdami. Zastanawiam się tylko czy będzie też opcja kupienia gazety w ogóle bez płyty ( bo ja mam wszystkie 4).

A więc zachęcam do spaceru do kiosku. Miłej lektury!

Pulsometr - prezent pod choinkę

Jak co roku Mikołaj obdarował mnie kilkoma fajnymi prezentami. Musiałam być bardzo grzeczna, bo wszystkie były bardzo trafione i oczywiście praktyczne, czyli tak jak lubię. Kosmetyki zawsze mi się przydają i chyba wszyscy w domu wiedzą jak bardzo je uwielbiam. Rękawiczki niedawno zgubiłam w busie i nawet miałam nadzieję, że Mikołaj jakoś mi to wynagrodzi. No i PULSOMETR o którym marzyłam od dawna, ponieważ wiem że mój puls pozostawia wiele do życzenia i chciałam być pewna czy podczas ćwiczeń z Ewką nie przekraczam tętna maksymalnego.



Od poniedziałku uczę się obsługi pulsometru, okazało się to dość skomplikowane (a raczej instrukcja obsługi jest strasznie zagmatwana), ale już co nieco wiem. Kilka najważniejszych informacji:

Rodzaje pulsometrów:
  • pulsometr jednoczęściowy, czyli składający się tylko z zegarka zakładanego na nadgarstek. Szczytuje on pracę serca z ręki, nie jest za bardzo dokładny i ma ograniczone funkcje.
  • pulsometr dwuczęściowy (klasyczny), składa się z nadajnika, którym jest pas zakładany na klatkę piersiową oraz odbiornika, czyli zegarka na nadgarstek. Ten rodzaj jest bardzo dokładny i zazwyczaj ma wiele dodatkowych opcji, jak stoper, podświetlana tarcza, licznik kalorii, kalendarz, zegar i datomierz.
  • pulsometr z licznikiem rowerowym, stworzony specjalnie dla rowerzystów, którzy nie chcą kupować osobno pulsometru oraz licznika rowerowego. Jest wyposażony w licznik kilometrów, pomiar prędkości, a także mierzenia tętna, RHmax i kontrolowanie pracy serca.


Oto mój model.






Do czego służy pulsmetr?
Monitoruje on częstotliwość pracy serca, czyli tętno.  Dzięki niemu możemy dowiedzieć się wielu istotnych informacji. Między innymi jak duży jest dany wysiłek, jaki rodzaj przemian energetycznych dominuje oraz jaki jest stopień wytrenowania osoby ćwiczącej. Każdy z nas powinien ustalić swoje tętno maksymalne, czyli RHmax. Oblicza się je bardzo prosto 220 - wiek. I tak moje tętno maksymalne będzie wynosić:     220 - 26 = 194

Odliczając procentową wartość od maksymalnego tętna, można uzyskać tętno optymalne dla określonego rodzaju treningu. I tak:
  • Jeśli trenuje się dla zdrowia i podtrzymania kondycji, wystarczy wysiłek niepowodujący przekroczenia 60% HRmax (czyli w moim przypadku 116)
  • Jeśli trenuje się po to, żeby zrzucić zbędne kilogramy, należy utrzymywać puls na poziomie 60–70% HRmax (czyli u mnie 116-136)
  • Jeśli chce się poprawić wydolność krążenia, tętno podczas wysiłku powinno wynosić 70–80% HRmax ( u mnie 136-155)
  • Jeśli chce się podnieść wytrzymałość i poprawić wydajność, tętno podczas wysiłku powinno oscylować w granicach 80–90% HRmax ( moje od 155-175)
  • Jeśli trenuje się do zawodów, ma się doświadczenie w bieganiu, można sobie pozwolić na tętno w granicach 90–100% HRmax (czyli u mnie od 175-194)
Obojętnie, na jaki rodzaj treningu się decydujesz, pulsometr powinien umożliwić Ci wprowadzenie górnej i dolnej wartości tętna, jakie chcesz utrzymywać podczas wysiłku. O przekroczeniu progu – zarówno minimalnego i maksymalnego – urządzenie powinno dawać znać sygnałem dźwiękowym


Przechodząc do sedna i wiedząc dokładnie jaki puls powinnam mieć, założyłam swoje urządzenie na klatkę piersiową i na nadgarstek po czym przystąpiłam do skalpela. Mój pulsometr ustalił, że dla ćwiczeń typu aerobik/fitness (tak sklasyfikowałam mniej więcej Skalpel) moje tętno maksymalne powinno wynosić 138 a minimalne 97. I tutaj wielka niespodzianka i zarazem niepokój, bo moje tętno przed ćwiczeniami już oscylowało w granicach 100, a przy trzecim ćwiczeniu ze Skalpela przekroczyło już 138 i zegarek przez całe 40min pikał, że jestem poza swoim maksimum. Szczyt osiągnęłam mniej więcej w połowie treningu, gdzie pulsometr pokazał wartość 183. Natomiast najczęściej miałam tętno miedzy 155-170, czyli raczej za duże.

I teraz podstawowe pytanie, czy powinnam udać się na jakąś konsultację lekarską czy po prostu tak już mam i Skalpel tak mnie męczy? Na razie nie będę się nad tym za bardzo zastanawiać, ćwiczę dalej i zobaczymy co będzie się działo. Może po prostu miałam słabszy dzień. 
Mój sprzęt potrafi obliczyć także ilość kalorii spaloną podczas wysiłku, jak tylko ustawię tą funkcję (bo jest to dla mnie dość skomplikowane) to napiszę ile kcal wg mojego licznika spalam podczas Skalpela.

środa, 26 grudnia 2012

5 płyta Ewy Chodakowskiej

 

Już z końcem stycznia ukaże się najnowsza płyta Ewy Chodakowskiej nagrana tym razem bez udziału magazynu Shape. Będzie do kupienia w wybranych sklepach internetowych oraz na allegro. Nie wiadomo jeszcze jaka będzie jej cena.

Na swoim funpage na Facebook-u Ewa umieściła trailer z nagrania nowej płyty. Filmik krótki, ale polecam obejrzeć. Gdyby ktoś przegapił notatkę na stronie Ewy to przesyłam link:







Z informacji, które zdradziła Nam sama Ewa wiemy także, że na płycie znajdą się dwa treningi. Będzie to Skalpel II z użyciem krzesła oraz szok trening. Jeden i drugi program będzie trwał po 30 minut. Nie mogę się doczekać szczególnie Skalpela II, bo Skalpel I jest jak dla mnie numerem 1 i chętnie poznam jego kontynuację z użyciem rekwizytu. Także z końcem stycznia będzie kolejna dawna Endorfin.

poniedziałek, 24 grudnia 2012

Zdrowych, Wesołych Świąt Bożego Narodzenia

 

Bogatego Mikołaja
Obficie zastawionego stołu,
Miłych rodzinnych spotkań
Udanych powrotów do domu,
Pięknie oświetlonej choinki

Wszystkiego co najlepsze z okazji Świąt Bożego Narodzenia

Evlin 

niedziela, 23 grudnia 2012

Kompot z suszu

 

 Nie wyobrażamy sobie bez niego Świąt Bożego Narodzenia, gości niemal na każdym wigilijnym stole i każdy przyrządza go na swój sposób. Smakosze uwielbiają go za niepowtarzalny smak, aromat unoszący się w całym domu i suszone owoce, bez których by nie istniał.





Przysmak ten wywodzi się z tradycji łemkowskiej, czyli  z Beskidu Niskiego, gdzie pozostało już niewielu Łemków. Kompot z suszu przeszedł jednak do kuchni Polaków jako tradycyjne danie świąteczne. Nie stało się tak bez powodu. Ułatwia on trawienie, zawiera bardzo dużo błonnika pokarmowego i ma wiele witamin. Po uroczystej kolacji warto napić się szklaneczkę tego specjału, aby żołądek wszystko łatwiej strawił. Kwasy owocowe znajdujące się w suszkach pomagają w rozowoju wartościowych bakterii jelitowych.




Jest bardzo wiele przepisów na idealny kompot z suszu, gdzie bym go nie piła, zawsze smakuje inaczej. W jego skład wchodzą suszone owoce dostępnie znane, ale wystarczą już nieco inne proporcje, by radykalnie zmienić jego smak. W moim domu używa się takich owoców jak:
  • jabłka
  • gruszki
  • śliwki
  • rodzynki
  • figi
  • daktyle
  • żurawina
Dodatkowo dodajemy migdały i orzechy laskowe. Słodzimy go miodem (o miodzie napiszę osobną notkę), prosto z pasieki i doprawiamy goździkami, cytryną, skórką pomarańczową. Jest pyszny i zazwyczaj za szybko się kończy. Polecam jego picie, bo głęboko wierzę że dzięki niemu kaloryczna kolacja wigilijna zostaje szybciej strawiona. Smacznego

sobota, 22 grudnia 2012

Tydzień fitness w Lidlu

Sieć Lidl bardzo wyraźnie chce Nam - kobietom dać do zrozumienia, że po świątecznym i noworocznym obżarstwie czas wziąć się za siebie. Dlatego przygotowali nową gazetkę w całości poświęconą produktom o obniżonej zawartości tłuszczu - Linessa oraz akcesoriom sportowym.

Gazetka obowiązuje od 02.01.2013 do 06.01.2013, czyli tylko 4 dni, więc spieszcie się moje drogie fitneski, bo jest kilka fajnych pozycji. Na pierwszej stronie moja ulubiona Mozarella, z której można przygotować fantastyczne sałatki. Nie zabraknie też zdrowego błonnika oraz mieszanki sałat. Żałuję tylko, że nie można jej kupić na zapas, bo ma krótki termin ważności. Oto kilka fotek z gazetki, niestety na oficjalniej stronie Lidla nie ma jeszcze tej oferty, ale myślę że lada dzień wstawią. Na pewno doskonale znacie stronę, ale w ramach przypomnienia www.lidl.pl 




Nie zabrakło także ciekawych akcesoriów do ćwiczeń oraz sportowej odzieży. Możemy kupić świetną matę fitness w bardzo korzystnej cenie 24,99 (ja za swoją na allegro zapłaciłam 44zł), zestaw ciężarków za 49,99, piłkę gimnastyczna za 33zł (gdybym tylko miała na nią miejsce na pewno bym ją sobie kupiła) oraz takie dziwne urządzonko, które nazywa się Platforma fitness (tego akurat bym sobie nie kupiła, bo pewnie by się tylko kurzyło).





Jest też kilka propozycji dresów i bluzek sportowych z firmy Crivit. Wiem, że nie jest to Nike czy Reebok, ale czasami za taką cenę warto kupić. A jeśli ćwiczymy z Ewą Chodakowską to pewnie w większości robimy to w domowym zaciszu. Mam też z tej firmy kilka koszulek fitness i bardzo dużo rzeczy rowerowych, spodenki z pampersem, koszulki z kieszeniami i jestem bardzo zadowolona. W miarę dobra jakość za bardzo przystępną cenę. 


Także po Nowym Roku do Lidla marsz! Gubić świąteczne brzuchy!

piątek, 21 grudnia 2012

Co możemy kupić w kiosku?

Kiedyś haft krzyżykowy był hobby niszowym, mieliśmy na polskim rynku jedną, potem dwie gazety wydawane cykliczne, pasmanterie internetowe były rzadkością. Nici, materiały, wzory trzeba było kupować w sklepach stacjonarnych, zdobywać od znajomych itp. Od jakiegoś czasu coraz więcej rzeczy związanych z haftem możemy dostać w nietypowych miejscach, np. w kiosku (jako dodatek do gazety kobiecej), w Lidlu (mówię tu o kartkach, w które można było wstawić haft). Ostatnio moją uwagę zwróciła gazeta Przyjaciółka, gdzie dodatkiem specjalnym okazały się wzory do haftu.

Widziałam wiele pytań związanych z tym wydaniem i duże zainteresowanie "hafciarek". Zrobiłam sobie wczoraj wycieczkę do mojego ulubionego kiosku, porobiłam kilka zdjęć i tak oto możecie zobaczyć jakie wzory udało mi się sfotografować.



Temu zestawowi nadano numer 4, więc już wiem że na pewno redakcja wydała jeszcze 3 inne zestawy. Tutaj mamy stroik, gdzie główny motyw stanowi gwiazda betlejemska, świece oraz kilka bombek. Zestaw zawiera komplet 20 mulin (na żywo widziałam że były one jakby metalizowane, miały cieniutka srebrną niteczkę); kanwa z nadrukiem (czasami jest to uciążliwe, ale niektórzy lubią); książeczka ze schematem. Komplet kosztuje 30zł i jak widać nadal jest dostępny w kioskach. Dodatkowo widzimy, że wzór sprawia efekt 3D. Dołączona podmalowana kanwa jest sporych rozmiarów, więc za 30zł możemy kupić całkiem fajny zestaw. Cena jak najbardziej korzystna.

Drugi zestaw, który udało mi się sfotografować przedstawia Mikołaja z workiem prezentów, bardzo miły świąteczny przekaz. Zestaw zawiera dokładnie takie same elementy jak schemat powyżej, jego numer porządkowy to 2. Nie udało mi się podejrzeć, jakie schematy były pod numerem 1 i 3, ale myślę że także związane z tematyką Świąt. Polecam wybrać się do dobrego kiosku i poszperać w gazetkach, czasami cos dobrego można trafić za nieduże pieniądze.



Już niedługo zamieszczę na blogu recenzję gazet, które ukazały się w miesiącu grudniu. Jakoś sporo ich było w ostatnim okresie, sama zebrałam już pięć.

czwartek, 20 grudnia 2012

Pierwsze spotkanie z Hula Hop




No i wczoraj wieczorem dotarło do mnie moje kółko. Pierwsze wrażenie? Ale ono jest duże i ciężkie, na pewno nie dam rady nim kręcić albo pozwalam wszystko dookoła. Nie było jednak aż tak źle.






Przede wszystkim nie miałam problemów z kręceniem, za pierwszym razem udało mi się utrzymać obręcz przez kilka minut i mogłabym jeszcze więcej, gdyby nie nieodpowiednie ubranie. Mam w domu też takie zabawkowe Hula Hop - dla dzieci i kiedyś chyba z tydzień próbowałam nim kręcić, ale mi spadało. Z tym nie ma tego kłopotu, ponieważ jest dość ciężkie i duże, ma prawie 100cm w obwodzie. Mam spory salon, ale bałam się że coś nim zahaczę, jednak nie zajmuje aż tyle miejsca przy kręceniu, więc spokojnie się zmieściłam.
Inną sprawą jest to, że trochę bolało mnie jak pierwszy raz nim zakręciłam. Byłam wtedy w samej sportowej koszulce i czułam na ciele każdą ugniatającą kuleczkę. Postanowiłam ubrać jeszcze cienką bluzę, no ale i tak czułam jeszcze dyskomfort. Finalnie kręciłam kółkiem w podkoszulce, cienkiej bluzie i w polarze i w końcu było ok. Nie czułam już tak mocno wbijających się kuleczek, było mi za to strasznie gorąco.
I tak pierwszego dnia pokręciłam sobie 10min w jedną stronę (bo w drugą na razie nie umiem) i poszłam grzecznie spać. A za to rano... obudziłam się i miałam zakwasy. Tak z 3 cm powyżej pępka i na całych bokach. Potem zaczęłam się zastanawiać czy to przypadkiem nie jest też obolała skóra, tak jakby była lekko obita. Na szczęście nie mam żadnego siniaka, a skóra wygląda bardzo ładnie i uwielbiam ją za to, że nie jest wrażliwa. Dzisiaj zrobię drugie podejście, choć wydaje mi się, że będzie nieco gorzej, bo nadal czuję lekki ból w brzuchu. Motywuje mnie jednak piękne wcięcie w talii, które dzięki mojemu Hula Hop na pewno uzyskam już wkrótce.




Pozdrawiam :)

środa, 19 grudnia 2012

Odczucia po kilku treningach z 4 płytą Ewy Chodakowskiej - Trening z gwiazdami


 


Czwarta płyta Ewy Chodakowskiej oraz magazynu Shape ukazała się w kioskach 30 listopada, jednak żeby coś o niej napisać musiałam ją kilka razy przetestować - dokładnie 5 razy. Zasadniczo podzielono ją na trzy części, trwa 45 minut i w każdej z nich Ewa trenuje ze znaną polską "celebrytką" - Aleksandrą Szwed, Beatą Sadowską, Karoliną Malinowską. Na samym początku urzekła mnie okładka, na której Ewa wygląda, jakby była bardzo malutka, a do tego ma top, w którym ja także trenuję. Oczywiście ja nie wyglądam w nim tak fantastycznie.







Na początek opiszę poszczególne części płyty, a w podsumowaniu wyrażę swoje odczucia, co do danych ćwiczeń.

Pierwsza część trwa 15 min, Ewa trenuje w niej z Aleksandrą Szwed i skupia się głównie na mięśniach nóg, pośladków, ale także na ramionach i rękach. Kilka pierwszych ćwiczeń to typowa rozgrzewka znana już ze SKALPELA oraz z Szok treningów emitowanych w Pytaniu na Śniadanie. Potem przechodzimy do ćwiczeń zasadniczych, których celem jest między innymi złapanie równowagi (trening nazwany jest Balance). Okazuje się, że nie jest to takie proste. Wyraźnie widać, że Ola często się chwieje i nie może utrzymać równowagi.    I tak musimy wykonać 2 ćwiczenia w 3 seriach, następnie jest zmiana zestawu i znowu mamy 2 nowe ćwiczenia i tak jak poprzednio wykonujemy 3 serie.W tej części zarówno Ewa jak i Ola są fajnie ubrane, ich sylwetki są idealnie podkreślone i nawet mają takie same buty.
Moje odczucia: Po 17 skalpelach, część z Aleksandrą Szwed, nie sprawiła mi większych trudności, często nawet byłam zadowolona z siebie, bo nie miałam problemów z utrzymaniem równowagi. Nie znaczy to jednak, że nie czułam mięśni, wręcz przeciwnie. Przy ostatnich powtórzenia w 3 serii musiałam mocno się skupić, żeby podnieść się z pół przysiadu. Chociaż wydawało mi się, że mam mocne nogi (po Skalpelu) 
o dziwo miałam zakwasy w pośladkach. Taki dziwny, lekki ból mniej więcej w środku pośladka. Pewnie Ewa zaangażowała u mnie mięśnie, o których nawet nie miałam pojęcia. I za to wielki plus.

Druga część z Beatą Sadowska nazywana szok treningiem jest znacznie bardziej cięższa, można się przy niej naprawdę spocić. Podzielona jest na kardio, powtarzane kilka razy oraz na ćwiczenia zasadnicze, które jak dla mnie nie były proste. Wydaje mi się, że w tej części chodzi o maksymalne spalanie tłuszczu. Całe szczęście, że trwa tylko 15 min. bo dłużej ciężko byłoby wytrzymać. Najbardziej podziwiam Beatę, która cały czas powtarza ćwiczenia w tempie Ewy, a przy tym trenuje w długich spodniach i grubej bluzie. Chyba nie wiedziała do końca co ją czeka, chociaż kondycję pewnie ma bardzo dobrą, bo biega w maratonach.
Moje odczucia: Trening wycisnął ze mnie siódme poty, może dlatego że nie robiłam jeszcze treningu Ewy z 2 i 3 płyty, czyli Turbo i Killera. Muszę się przyznać, że serce niemal wyskoczyło mi z klatki i czasami ostatnie 2, 3 powtórzenia odpuszczałam i tylko sapałam. Najtrudniejszym ćwiczeniem z tej części jest dla mnie przechodzenie na ręce i otwieranie ramion raz w jedną, a raz w drugą stronę.

Trzecia część z Karolina Malinowską skupia się głównie na mięśniach brzucha, czyli na tym, z czym mam największy kłopot. Ćwiczenia wykonywane są w dwóch seriach, są dość spokojne, ale skuteczne. Mięśnie brzucha pracują cały czas i momentami aż pieką. Dodatkowo trening angażuje mięśnie pleców, ramion, kręgosłupa. Bo kardio z Beatą ćwiczenia te są niemal odprężeniem i mijają zaskakująco szybko. Karolina ubrana była w krótkie szorty oraz top, chyba lekko za luźny.
Moje odczucia: Mam bardzo słaby brzuch, więc część ta wymagała ode mnie sporego wysiłku, jednak mimo to byłam szczęśliwa, że to już ostatni etap. Na drugi dzień miałam zakwasy, ale nie na brzuchu, tylko w dole pleców - tuż nad pośladkami. To znak, że mój kręgosłup też posiada mięśnie, które dawno nie były aktywowane.

Ogólnie trening z gwiazdami mija mi bardzo szybko, pewnie to złudzenie wynika z tych 3 części, gdzie każda trwa tylko 15 min. Podoba mi się, że angażowane do pracy są wszystkie problematyczne partie ciała: nogi, brzuch, pośladki, ramiona. Dodatkowy plus za część kardio, która porządnie męczy. Przed ukazaniem się płyty czytałam wiele negatywnych opinii na forum, gdzie krytykowane były głównie gwiazdy. Teraz myślę, że było to niepotrzebne, bo całość prezentuje się fajnie. Doskonałość Ewy została przełamana i miło jest popatrzeć, że ktoś, tak samo jak my dopiero zaczyna i boryka się z takimi samymi problemami (nie może utrzymać równowagi, ma pot na czole, zadyszkę).
Płyta ma także kilka wad, które przeszkadzają w ćwiczeniach. Słaby dźwięk, jakby echo na hali, oślepiający blask światła, często nie słyszałam kiedy trzeba zmienić ćwiczenie. Wiem też, że sporo osób skarżyło się, że ich płyty po prostu nie chodziły albo się zacinały. Myślę jednak, że Shape stanie na wysokości zadania i wymieni wadliwe DVD. Nie będę za bardzo rozpisywać się na temat tych technicznych usterek, bo na innych blogach zostały one dokładnie omówione i zrobiły to dziewczyny, które maja większe doświadczenie z ćwiczeniami na DVD, jak i z samymi treningami Ewy Chodakowskiej. Dla mnie najważniejsze jest, że płyta ta jest dla mnie odmianą dla Skalpela, a jednocześnie nie jest tak trudna jak Killer czy Turbo.

wtorek, 18 grudnia 2012

Szał fitnesowych zakupów

O wow! Ja nie mogę odwiedzać allegro. Miałam kupić ciężarki 0,5kg na ręce, żeby trochę utrudnić SKALPELA, a kupiłam 2 maty do ćwiczeń (dla mamy i narzeczonego, bo ja swoją już mam); hula hop z super wypustkami; obciążniki na ręce 0,5kg i ciężarki "do rąk" 0,5kg. He he czy to już zakupoholizm?

Mam w domu hula hop, ale nie umiem nim za bardzo kręcić, przez co strasznie się złoszczę i w konsekwencji moje kółko leży w kącie. Wyczytałam gdzieś, że pewnie dlatego ciągle mi spada, bo jest zabawkowe, tzn. takie dla dzieci, dlatego teraz kupiłam sobie takie cudo z masażerem. Myślę, że nie będzie siniaków. Mam dość odporną skórę na tego typu rzeczy, nawet jak porządnie się uderzę to praktycznie nie ma śladu.
To kółeczko waży 0,7kg i ma mieć średnicę od 90 do 100cm. Wolałabym żeby miało 100, bo ponoć łatwiej kręcić większym.


Maty do ćwiczeń zamówiłam dla mamy i narzeczonego. Mama ćwiczy ze mną SKALPEL od miesiąca, więc na pewno się jej przyda. Narzeczony na razie przygląda się biernie, ale ostatnio wyraził chęć ćwiczeń, tylko oczywiście powiedział, że nic z tego, bo nie ma maty. A więc już ma, zobaczymy co powie za kilka dni.





I ciężarki z mojej fitnesowej listy "must have". Nie wiedziałam na jakie się zdecydować, więc wybrałam takie zapinane na rzepy oraz takie do trzymania w ręce (wydaje mi się że łatwiej będzie mi je odłożyć jak będzie za ciężko). Zaczynam od 0,5kg i zobaczymy czy uda mi się wykonać z nimi wszystkie ćwiczenia, czy raczej tylko część. Na ale jak powtarza pewien mój znajomy "małą łyżką, ale częściej"




Tak na marginesie to miałam dzisiaj kupić tylko ciężarki, bo nie chciałam wydawać za dużo kasy, ale wszystkie kupione przedmioty znalazłam u jednego sprzedawcy i pomyślałam: "Eve to jedyna okazja kupić je wszystkie na raz, a za przesyłkę zapłacić tylko raz". Jak pomyślałam tak zrobiłam i teraz pozostaje mi tylko czekać na moje nowe nabytki. 

Ceny zakupionych gadżetów wyglądają tak:
Maty do ćwiczeń: 2x po 35zł
Hula Hop: 35zł
Ciężarki reebok: 35zł
Obciążniki na ręce: 16zł
Przesyłka: 14zł
Czyli za wszystko wyszło mi 170zł, chyba korzystnie. Już nie mogę się doczekać aż wypróbuje nowe "zabawki".

poniedziałek, 17 grudnia 2012

Grudniowy ShinyBox

W piątek przyszło moje pierwsze pudełko ShinyBox, zapłaciłam za nie 49zł, ponieważ nie chciało mi się czekać aż uzbieram 100 punktów. Może na styczniowe pudełeczko zbiorę już te 100 ShinyStars i zamówię sobie kosmetyki całkiem za darmo.
Byłam zaskoczona, bo w pudełku znalazły się aż 3 pełnowymiarowe produkty:




1. Dermedic Szampon do włosów chroniący skórę Emolient Linum
Szampon zalecany jest do mycia włosów osób z problemem skóry atopowej i bardzo suchej również z objawami łuszczycy. Jego delikatna formuła ze specjalnym układem środków myjących nie podrażnia i nie wysusza wymagającej, suchej skóry głowy i twarzy jednocześnie skutecznie myjąc włosy. Wygładza i zmiękcza skórę – Olej lniany, bogaty w NNKT /Nienasycone kwasy tłuszczowe/ Omega 3, Omega 6 i Omega 9 skutecznie pielęgnuje skórę skłonną do spękań i zapaleń. Olej lniany ma pozytywny wpływ na gojenie ran. Poprawia kondycję nawet wyjątkowo wysuszonej skóry głowy – Betaine z Polyquaternium-7 ma właściwości kondycjonujące skórę i włosy. 

Chyba z tego produktu jestem najbardziej zadowolona, bo idealnie nadaje się on do mojej skóry głowy. Jego cena rynkowa to 24,60 zł / 200 ml 

2. Delia Baza pod makijaż
Baza wygładzająca pod makijaż - baza FREE SKIN doskonale rozprowadza się na skórze pozostawiając ją aksamitnie gładką i intensywnie rozświetloną.
Baza pod makijaż rozświetlająca - baza idealnie rozświetla skórę, intensywnie nawilża i absorbuje nadmiar sebum. Stanowi bardzo dobry podkład pod makijaż, przedłużający jego trwałość.
Baza redukująca zaczerwienienia - baza idealnie wygładza skórę, zmniejsza zaczerwienienia i niedoskonałości. Stanowi bardzo dobry podkład pod makijaż, przedłużający jego trwałość. 

Ja dostałam bazę o kolorze zielonym, czyli redukującą zaczerwienienia, także znowu strzał w 10, bo taką właśnie mam cerę - zaczerwienioną. Cena rynkowa to  20 zł / 55 ml 

3. Baza pod maskarę ONYX
Głęboko odżywiająca baza pod maskarę dzięki zawartości protein pszenicznych działa jak pielęgnujące serum wzmacniające. Jednocześnie dokładnie pokrywa każdą rzęsę, uwydatniając właściwości maskary i intensyfikując makijaż oka. 

W niedziele ją wypróbowałam i mam wrażenie że jest jakby lekko przyschnięta. Dopiero jak porządnie w niej pogrzebałam szczoteczką to moje rzęsy na końcówkach zrobiły się lekko białe, ale wydaje mi się że powinny być bardziej oklejone. Cena rynkowa to 10zł / 11 ml

Było także 6 próbek:

1.  Annabelle Minerals Róż mineralny
Lekka, sypka formuła kosmetyku zapewnia naturalnie wyglądający efekt podkreślenia kości policzkowych, który utrzymuje się przez cały dzień. Cena rynkowa 30zł / 4g (nie wiem ile g znajdowało się w próbce, którą otrzymałam).

2. Annabelle Minerals Korektor mineralny
Zapewnia silne krycie niedoskonałości i przebarwień, a ponadto łagodzi podrażnienia, przyspiesza gojenie i pomaga w leczeniu skóry trądzikowej. Posiada w składzie wyłącznie składniki mineralne. Dostępny w 3 odcieniach. Cena rynkowa 30zł / 4g

3. Anabelle Minerals Podkład mineralny (2 próbki z 3 dostępnych)
Podkład mineralny rozświetlający - produkt w 100% mineralny. Zawarte w jego składzie cząsteczek miki odbijają światło, co sprawia, że zmarszczki i niedoskonałości są mnie widoczne, a skóra nabiera blasku, zdrowego wyglądu i staje się jedwabiście gładka. Dostępny w 15 odcieniach.
Podkład mineralny matujący - produkt zapewnia matową skórę i posiada średnie właściwości kryjące. Utrzymuje się na skórze przez wiele godzin. Odporny na wodę i ścieranie. Dostępny w 15 odcieniach.
Podkład mineralny kryjący - posiada silne właściwości kryjące, a dzięki zawartości wyłącznie naturalnych składników nie powoduje podrażnień, nie zatyka porów i nie przyczynia się do powstawania zaskórników. Idealny osób z cerą tłustą i trądzikową. Dostępny w 15 odcieniach. Cena rynkowa każdego 30zł / 4g

Ja dostałam podkład rozświetlający (niestety cały się rozsypał) i podkład kryjący.

4. Zepter Krem na dzień do cery suchej i wrażliwej Swiss Nature
Jedwabisty krem o lekkiej konsystencji i przyjemnym, delikatnym zapachu. Ma silne działanie nawilżające i odżywcze. Odżywia i zmiękcza skórę przez cały dzień, chroniąc ją przed szkodliwymi promieniami UV-A i UV-B. Zawiera wyciąg z szarotki alpejskiej, będącej źródłem substancji przeciwutleniających i zapobiegających starzeniu się skóry. Stanowi idealny podkład pod codzienny makijaż. Dostępny w dwóch wersjach dla skóry normalnej i tłustej oraz suchej i wrażliwej. Cena rynkowa 64 zł / 50 ml 

5. Zepter krem na noc do cery suchej i wrażliwej Swiss Nature
Doskonały krem, wspomagający regenerację skóry w czasie snu. Łatwo się wchłania, pozostawiając skórę gładką i delikatną. Ma działanie nawilżające, odżywcze i odmładzające. Poprawia jędrność i elastyczność skóry oraz utrzymuje właściwy poziom nawilżenia naskórka. Efekt – rano świeża, odżywiona i wypoczęta twarz. Dostępny w dwóch wersjach dla skóry normalnej i tłustej oraz suchej i wrażliwej. Cena rynkowa 64 zł / 50 ml 

Jako prezent dołączona była bransoletka od firmy Zepter inspirowana stylem marinistycznym
Naszyjnik ze sznurka, inspirowany najmodniejszym w tym sezonie stylem marynistycznym. Przy odrobinie fantazji i dzięki różnym dodatkom, może być biżuterią w stylu vintage lub bogatym naszyjnikiem inspirowanym kolekcjami Versace.
Pasuje zarówno do stylu sportowego jak i do eleganckiej sukienki. Może być również noszony jako bransoletka. Cena rynkowa 17,50 


Oglądając poprzednie pudełka na stronie www.shinybox.pl stwierdzam, że w grudniowym wydaniu było dużo kosmetyków, w tym 3 pełnowymiarowe. Jednak spodziewałam się nieco lepszych - droższych marek, wydawało mi się że miały być to próbki luksusowe. Dodatkowy minus za to, że moja próbka podkładu rozświetlającego cała się rozsypała w pudełku. Możecie sobie tylko wyobrazić, jaki bałagan panował w jego środku. Każdy kosmetyk musiałam czyścić ze świecącego pyłku. Oj było dużo pracy. 
Następnego pudełka Shiny na pewno nie kupię, chyba że uzbieram na koncie 100 punktów i dostanę go za darmo, wtedy zdecyduję się na zamówienie.


 

sobota, 15 grudnia 2012

Sezon na suszone owoce

 


Od tygodnia chodzę z mamą po sklepach i znoszę do domu suszone owoce, nie tylko na tradycyjny kompot z suszu, ale także jako doskonałą przekąska zamiast słodyczy. Oczywiście muszę tylko uważać z ilością, bo są bardzo kaloryczne, no ale wolę zjeść kilka suszonych śliwek niż batonika!



Moja kuchenna spiżarka zapełnia się kolorowymi pojemnikami, a w każdym z nich prawdziwa bomba witaminowa i miks kolorów. Poza tym mam wrażenie że w pojemniczkach dłużej zachowają świeżość i nie spleśnieją.



Mam tutaj suszone śliwki, które praktycznie jem cały rok i często dodaję do owsianki czy jogurtu naturalnego, morele, które lubię chyba najbardziej, żurawinę pomagającą mi pozbyć się problemów z pęcherzem. Jem ją co jakiś czas profilaktycznie i faktycznie od ponad roku nie wróciła mi żadna infekcja. Za gruszkami i daktylami nie przepadam, bo są dla mnie zwyczajnie za słodkie, ale mama kupiła je na wigilijny kompot. Natomiast jabłka ususzyłam sama w domowej suszarce i wyszło tak dużo taniej niż kupowanie ich w sklepie. 
Jeśli chodzi o cenę to suszone owoce do najtańszych nie należą, ale trzeba wziąć pod uwagę fakt, że je się tylko kilka sztuk dziennie tych smakołyków, bo są po prostu bardzo słodkie. Ja większość z nich kupiłam w jednym z najpopularniejszych marketów - Biedronce. Ceny podane były za 100gram i wahały się od 3,00zł za rodzynki, do 3,50 za żurawinę. Najtańsze były śliwki, bo kosztowały 8,99 za kilogram. 
Nie znam się za bardzo na tym, co jaki owoc zawiera i jakie ma witaminy, więc pozwolę sobie skorzystać z informacji na stronie www.poradynazdrowie.pl 

Suszone morele

Zawierają dużo błonnika, żelaza i potasu. Są bogate w witaminę A i C. Mają dobroczynne działanie na organizmy osób cierpiących na kamicę nerkową lub ludzi z nadciśnieniem. Warto pamiętać, że suszone morele są bogatym źródłem beta-karotenu inaczej zwanego prowitaminą A. To właśnie beta-karoten odpowiada za kondycję naszej skóry. Często dodawany jest do odżywek i kremów do ciała. W postaci naturalnej potrafi odbudowywać skutecznie nasz zniszczony naskórek i wzmacniać kolagenowe włókna zapobiegając starzeniu się. Dlatego suszone morele powinny spożywać szczególnie osoby stosujące kuracje odmładzające lub po prostu te, które chcą zachować na długo młodzieńczy wygląd. Prowitamina A dodatkowo przeciwdziała powstawaniu trądziku, więc polecana jest także dla nastolatków lub osób z cerą trądzikową.

Suszone śliwki

Rewelacyjnie działają na zaparcia. Wystarczy zaledwie kilka śliwek, by nasz układ trawienny i wydalniczy powrócił do normy. Jeśli nie chcemy mieć żołądkowej rewolucji, wybierajmy produkty zawierające mniejsze ilości śliwek: jogurty, otręby, pumpernikiel ze śliwką. Osoby, które mają problemy z żołądkiem i trawieniem powinny codziennie zjadać 3-5 suszonych śliwek. Już po 1-2 tygodniach będzie można zauważyć zbawienne działanie tych owoców.
To za sprawą błonnika suszone śliwki tak działają na nasz układ trawienny. Przede wszystkim bardzo przyspieszają spalanie tłuszczu. Szczególnie polecane są dla osób, które chcą zrzucić zbędne kilogramy. Zawarty w nich błonnik działa świetnie jako wypełniacz dla naszego żołądka. Dzięki temu mniej zjemy i na dłużej zachowamy smukłą sylwetkę. Dodatkowo zawierają cenne żelazo i fosfor. Mają także unikatowy skład witamin, bo oprócz powszechnie występujących w owocach witaminach A i C posiadają także witaminę E, która działa jak niesamowicie skuteczny przeciwutleniacz. Pamiętajmy, że śliwki przeciwdziałają osteoporozie. W postaci suszonej warto postawić na węgierki i renklody.

Suszone jabłka

Według przeprowadzanych badań zapobiegają chorobom nowotworowym i chorobie Alzheimera. A wszystko to za sprawą sporej zawartości witamin z grupy B oraz polifenoli, które neutralizują wolne rodniki . Witaminy z grupy B szczególnie dobrze wpływają na naszą skórę, kondycję paznokci oraz włosów. Jabłka, jeśli są ususzone razem ze skórką, zawierają także sporo witaminy C, dlatego wspomagają nasz układ odpornościowy.
Zawarty w tych owocach potas dodaje sił sercu, a bor - wspiera system kostny. Suszone jabłka polecane są szczególnie osobom z osteoporozą, ludziom starszym oraz paniom w okresie klimakterium. Na menopauzę świetnie też wpłynie zawarty w jabłkach magnez oraz fosfor. Pierwszy uspokoi, a drugi wspomoże trawienie. Niestety są o wiele kaloryczniejsze niż w postaci niewysuszonej. Mimo to zawierają i tak o wiele mniej cukrów niż czekoladki, więc jeśli już coś przegryzać, to lepiej postawić na... suszone jabłka.

Suszone figi

Działają bardzo dobrze na serce i układ krwionośny. Warto spożywać figi przy osłabieniu organizmu i ogólnej anemii. Nalewka figowa poprawia oddychanie i ma działanie przeciwastmatyczne. Szczególnie polecane są kompoty z fig lub napoje z suszu. Warto pamiętać, że w suszonych figach jest bardzo dużo wapnia. W 100 g tych owoców znajdziemy tyle tego pierwiastka, ile w szklance mleka! Figi szczególnie zalecane są jako składnik uzupełniający dietę zarówno dzieci, jak i osób zagrożonych osteoporozą np. kobiety w okresie menopauzy.
Owoce te mają też bardzo dużo błonnika, więc podobnie jak suszone śliwki, poprawiają naszą perystaltykę jelit. Dlatego tak chętnie stosowane są przez osoby z zaparciami czy problemami z układem trawiennym. Warto pamiętać, że dokuczliwe zaparcia sprzyjają powstawaniu raka jelita grubego. Zarówno figi, jak i śliwki mają dobroczynny wpływ na perystaltykę naszych jelit i działają odblokowując nasz układ trawienny. Biały nalot na figach to nie oznaka pleśni, ale cukier, który się z tych owoców wytrąca w procesie suszenia.
  

Rodzynki

To wysuszone na słońcu winogrona. Owoce te charakteryzują się sporą zawartością fosforu i jodu. Ten pierwszy reguluje gospodarkę w naszym organizmie, drugi zaś jest niezbędny do prawidłowego działania tarczycy. Rodzynki obniżają poziom cholesterolu i przyspieszają spalanie tłuszczów. Dzięki swoim dobroczynnym właściwością obniżają ryzyko zachorowania na osteoporozę. Szczególnie polecane są dla pań w trakcie klimakterium oraz dzieci.


Ja wiem jedno, warto jeść suszone owoce i traktować je jako przekąskę zamiast słodyczy. Na pewno są dużo bardziej wartościowe, często nawet bardziej słodkie. A nasze jelita i żołądki będą po nich lepiej pracować. Do tego ja mam wrażenie, że robię coś dobrego dla swojego organizmu, muszę tylko uważać, by moje zapasy nie zniknęły za szybko. 

piątek, 14 grudnia 2012

Trzeci z serii już się robi!

No może aż tak sam to on się nie robi, ale powoli, powoli i 3 obraz firmy Lanarte zaczyna nabierać kształtu.



Producent podaje, że haft będzie miał wymiary 39cm na 49cm, mój będzie trochę mniejszy, ponieważ szyję go na bardzo drobnej kanwie (przynajmniej jak dla mnie), 80ct, czyli 80oczek na 10cm. Kanwa kupiona na sztuki, kawałek 35cm na 42cm kosztował mnie 8,39zł, wg mnie niedużo i zamówiłam go w pasmanterii internetowej, oto odnośnik: http://www.epasmanteria.pl/pl/aida-20-ct-zweigart/1318-aida-20-ct-zweigart-aida-20-ct-35x42-cm-kolor-100-bialy.html  
Postanowiłam, zaczynając od tego obrazka liczyć całkowity koszt wyhaftowania danego dzieła. Będę uwzględniała koszt:
  • kanwy (jeśli będzie ona odcinana z kilkumetrowych kawałków, które zazwyczaj kupuje, to postaram się to obliczyć matematycznie jak najdokładniej);
  • muliny (oczywiście często wykorzystuje swoje zapasy, ale umówmy się, że nici będę liczyć tak jakbym każdy kolor musiała kupić);
  • wzoru (o ile będę za niego płacić, bo ten np. zdobyłam dzięki uprzejmości jednej z Was kochane hafciarki);
  • igły (i to też będzie dość względne, bo wiadomo, że często nie trzeba wymieniać igły po każdym, wyszytym obrazku)
  • oprawy (oczywiście wg cennika mojego "oprawcy", który jest genialny, wyobraźcie sobie, że on jak patrzy na mój kolejny obraz, to już wie jaki kolor będzie wydobywał inny. Naprawdę go podziwiam).
Wiadomo, że Ci bardziej szczegółowi zapytają a co z prądem? Rzeczami do organizacji szycia (organizatorami na muliny, pojemnikami)?, ale wydaje mi się, że aż tak dokładnie nie jestem w stanie tego policzyć, więc skupię się tylko na wymienionych rzeczach. Podsumowanie czasu pracy nad obrazem oraz kosztów z tym związanych zrobię dopiero po oprawieniu pracy. Mam nadzieję, że zainteresuje Was taki kosztorys, a niektórym pomoże w wycenie swoich prac.

A tak dla przypomnienia dodaję dwa już wyhaftowane obrazy Lanarte:

Haftowany od 05.08.2012 – 12.09.2012

Haftowany od 13.09.2012 – 26.11.2012

Mi w nich najbardziej podoba się ta subtelność, delikatne kolory i motyw zwierząt. Dlatego właśnie zapragnęłam mieć wszystkie trzy, by w sypialni był pies, kot i koń.